Niedzielny poranek.
Otwieram okno, wpuszczając promienie słońca i dostrzegam skąpaną w nich zieleń naszego ogrodu.
Wzrokiem zatrzymuję się na niej, lecz me myśli biegną do tej zieleni,
którą zobaczę dziś podczas Eucharystii w kolorze kapłańskiego ornatu.
Po czasie radości i zgłębiania Tajemnic Paschalnych przyszedł czas na okres zwykły – zieleń nam o tym przypomina.
Choć czas największej dynamiki, przeżyć Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa, i związanych z nimi radości, wdzięczności i oczekiwania na Ducha Świętego za nami, to jednak w tej “zwykłości” nie zostajemy sami –
to nie jest czas o treści: “nic się nie dzieje”; wręcz przeciwnie…
Każdego dnia Bóg zastawia dla mnie stół swego Słowa i stół swego Ciała i Krwi, i…czeka.
Czeka z utęsknieniem – na mnie. Czeka na spotkanie, bym dotknięta Jego Słowem
popatrzyła na mą codzienność,na mą historię życia Jego oczami.
Pragnie nakarmić mnie Sobą, bym posilona NIM Samym mogła iść,
jak Eliasz “czterdzieści dni i czterdzieści nocy” przez pustynię życia.
Nie moją mocą, lecz JEGO…wierząc, że me życie nie wymknęło się Bogu spod kontroli
i że nikt na świecie nie kocha mnie bardziej niż ON.
Jezus tęskni za mną codziennie, kocha i…. czeka.
Czyż nie jest to wystarczający powód, by zwykły czas, zwykły dzień, stał się niezwykłym?